Błąd taktyczny
Niedziela, 22 kwietnia 2012 | dodano:22.04.2012Kategoria >50
Jasnowidze z TV i netu zapowiadali deszcz w godzinach popołudniowych. Zmusiłem się więc do nieludzkiego wysiłku wstania wcześniej w niedzielę i po ogarnięciu paru rzeczy ruszyłem o 10:30.
Planu w sumie nie było. Tzn. był wcześniej pomysł ruszenia w jakiś teren, ale to by trzeba było przecież opony zmienić... W ogóle jakieś takie seksualne podejście do kręcenia dziś miałem, ale noga podawała, więc systematycznie omijałem możliwe zjazdy z trasy w kierunku obiadu. W sensie, że domu. Okazało się jednak, że było o jeden zjazd za daleko.
7 km przed chatą łapie mnie wichura połączona z ulewą. Deszcz jeszcze można przeżyć, ale rzucanie przez wiatr po całym pasie już się może źle skończyć, więc stop. Zanim dojechałem do przystanku byłem już cały mokry. Posiedziałem z 20 minut licząc na to, że się uspokoi, ale nie zanosiło się na to. Jak tylko wiatr nieco zelżał ruszyłem dalej. W końcu do celu nie tak daleko.
Moje nowe opony zaliczyły test jazdy po mokrym asfalcie i trzeba przyznać, że świetnie odprowadzają wodę. Najlepiej w twarz i na dupę ją odprowadzają :)
Dotoczyłem się jakoś do domu mokry i zmarznięty. Moje kolana zimna i wody chyba nie lubią, bo w tym deszczu bolały jak cholera.
W sumie szkoda dnia trochę, bo para w nogach była i gdyby nie matka natura to jeszcze bym pokręcił, a może nawet spróbował wreszcie tę pierwszą setkę machnąć. Ale takie "ekstrema" zostają w takim razie na po trzydziestce ;)
Planu w sumie nie było. Tzn. był wcześniej pomysł ruszenia w jakiś teren, ale to by trzeba było przecież opony zmienić... W ogóle jakieś takie seksualne podejście do kręcenia dziś miałem, ale noga podawała, więc systematycznie omijałem możliwe zjazdy z trasy w kierunku obiadu. W sensie, że domu. Okazało się jednak, że było o jeden zjazd za daleko.
7 km przed chatą łapie mnie wichura połączona z ulewą. Deszcz jeszcze można przeżyć, ale rzucanie przez wiatr po całym pasie już się może źle skończyć, więc stop. Zanim dojechałem do przystanku byłem już cały mokry. Posiedziałem z 20 minut licząc na to, że się uspokoi, ale nie zanosiło się na to. Jak tylko wiatr nieco zelżał ruszyłem dalej. W końcu do celu nie tak daleko.
Moje nowe opony zaliczyły test jazdy po mokrym asfalcie i trzeba przyznać, że świetnie odprowadzają wodę. Najlepiej w twarz i na dupę ją odprowadzają :)
Dotoczyłem się jakoś do domu mokry i zmarznięty. Moje kolana zimna i wody chyba nie lubią, bo w tym deszczu bolały jak cholera.
W sumie szkoda dnia trochę, bo para w nogach była i gdyby nie matka natura to jeszcze bym pokręcił, a może nawet spróbował wreszcie tę pierwszą setkę machnąć. Ale takie "ekstrema" zostają w takim razie na po trzydziestce ;)
Dane wycieczki:
Km: | 57.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 24.46 |
Pr. maks.: | 50.15 | Temperatura: | 16.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 498m | Rower: | batmobil |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!